ROSZCZENIOWE GNOJKI- TO MY!
Przeglądając ostatnio pewną gazetę na „N” (jak zapłacą, to
pomyślę nad opublikowaniem pełnej nazwy), gdzieś pomiędzy artykułem o modelkach
dla Szejków, a zbawiennym wpływie seksu na zdrowie, rzucił mi się w oczy nagłówek
„Pokolenie Y”. Pomyślałam- O, to o mnie i wzięłam się za czytanie.
„Bezczelne roszczeniowe gnojki, leniwe i aroganckie
dziewczyny”. Generalnie po tym wstępie chciałam sobie podarować resztę, no ale musiałam
się upewnić, czy autor nie rzuca słów na wiatr i jak uargumentował swoje
oskarżenia. Jako przedstawicielka pokolenia Y, GŁOS MEGO LUDU, nie mogłam tego
tak zostawić, dlatego też postanowiłam odbić kilka piłeczek.
1. Po pierwsze jesteśmy roszczeniowi, bo oczekujemy
od firm, że będą nas głaskać po główkach.
Z tym głaskaniem to chyba metafora taka. W
każdym razie chodzi o to, że wymagamy 7 tys. zł brutto na wejście, a przy
pierwszych problemach na stres reagujemy wymiotami i histerią.
Może nie jestem obiektywna, bo po
skończeniu Zarządzania jak mi pracodawca zaśpiewa 2 tysiące to pewnie z
wdzięczności i kawkę zaparzę i kibelek wyszoruję. Domyślam się, że absolwenci
Medycyny, czy Polibudy mają ciapkę większe wymagania. No, ale z tymi wymiotami,
to już chyba przesada. Stereotyp stworzony na postawie kilku przypadków, a takie „kwiatki”
znajdziemy zarówno w pokoleniu X, Y, czy Z. Nie wrzucajmy wszystkich do jednego
wora.
2. Nie potrafimy odciąć pępowiny i wciąż mieszkamy z rodzicami.
W moim przypadku wyprowadzenie się od
rodziców idąc na studia było rzeczą naturalną, bo pochodzę z wygwizdowia gdzie
psy… czymś tam szczekają. Ale kto płaci za mieszkanie w 3miesćie? Oczywiście,
że rodzice! Dlatego nie dziwie się osobom, które mają dom rodzinny w okolicy
uczelni, że nie śpieszą się z wyprowadzką. Czysta ekonomia.
Innym tematem są jednostki 26 +, pracujące
na pełnym etacie, a mimo to dzielące ścianę z pokojem rodziców i sypiające w
łóżku w kształcie wyścigówy. No, ale do tego ciężko mi się odnieść.
3. I ostatni poruszony przeze mnie zarzut- „Najważniejszy
jest, dla nich balans między życiem zawodowym a prywatnym”.
Czy to zbrodnia, że chcemy pracować żeby żyć, a nie żyć żeby pracować? Czy po całym dniu
w skórze korposzczura nie należy nam się odrobina relaksu?
Realizacja pasji, podróże, kultywowanie
znajomości. Na coś te ciężko zarobione pieniądze trzeba wydawać.
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten kto nie
ceni sobie czasu wolnego!
Tak na pocieszenie, podobno jesteśmy obeznani z nowinkami
technicznymi i potrafimy aktywnie korzystać z mediów cyfrowych.
Tylko, że znowu coś mi się nie zgadza. Pierwszego Ajfona dorobiłam
się pół roku temu. Nie wspominając o sporych trudnościach związanych z
przerzuceniem się z klawiszy na dotyk, to stan telefonu po dwóch miesiącach-
zgubiony, powrót do Noki 6610i. Do tego ostatnio Mama (pokolenie X) obrabiała
moje zdjęcie w Photoshopie, bo sama nie potrafię… O! czyli z tą nieodciętą
pępowiną to jednak prawda.
T.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz