piątek, 10 kwietnia 2015

ROSZCZENIOWE GNOJKI- TO MY!


Przeglądając ostatnio pewną gazetę na „N” (jak zapłacą, to pomyślę nad opublikowaniem pełnej nazwy), gdzieś pomiędzy artykułem o modelkach dla Szejków, a zbawiennym wpływie seksu na zdrowie, rzucił mi się w oczy nagłówek „Pokolenie Y”. Pomyślałam- O, to o mnie i wzięłam się za czytanie.

„Bezczelne roszczeniowe gnojki, leniwe i aroganckie dziewczyny”. Generalnie po tym wstępie chciałam sobie podarować resztę, no ale musiałam się upewnić, czy autor nie rzuca słów na wiatr i jak uargumentował swoje oskarżenia. Jako przedstawicielka pokolenia Y, GŁOS MEGO LUDU, nie mogłam tego tak zostawić, dlatego też postanowiłam odbić kilka piłeczek.
       
    
           1.  Po pierwsze jesteśmy roszczeniowi, bo oczekujemy od firm, że będą nas głaskać po główkach.

Z tym głaskaniem to chyba metafora taka. W każdym razie chodzi o to, że wymagamy 7 tys. zł brutto na wejście, a przy pierwszych problemach na stres reagujemy wymiotami i histerią.

Może nie jestem obiektywna, bo po skończeniu Zarządzania jak mi pracodawca zaśpiewa 2 tysiące to pewnie z wdzięczności i kawkę zaparzę i kibelek wyszoruję. Domyślam się, że absolwenci Medycyny, czy Polibudy mają ciapkę większe wymagania. No, ale z tymi wymiotami, to już chyba przesada. Stereotyp stworzony na postawie kilku przypadków, a takie „kwiatki” znajdziemy zarówno w pokoleniu X, Y, czy Z. Nie wrzucajmy wszystkich do jednego wora.


    2.  Nie potrafimy odciąć pępowiny i wciąż mieszkamy z rodzicami.

W moim przypadku wyprowadzenie się od rodziców idąc na studia było rzeczą naturalną, bo pochodzę z wygwizdowia gdzie psy… czymś tam szczekają. Ale kto płaci za mieszkanie w 3miesćie? Oczywiście, że rodzice! Dlatego nie dziwie się osobom, które mają dom rodzinny w okolicy uczelni, że nie śpieszą się z wyprowadzką. Czysta ekonomia.
Innym tematem są jednostki 26 +, pracujące na pełnym etacie, a mimo to dzielące ścianę z pokojem rodziców i sypiające w łóżku w kształcie wyścigówy. No, ale do tego ciężko mi się odnieść.



                   3.    I ostatni poruszony przeze mnie zarzut- „Najważniejszy jest, dla nich balans między życiem zawodowym a prywatnym”.

Czy to zbrodnia, że chcemy pracować żeby  żyć, a nie żyć żeby pracować? Czy po całym dniu w skórze korposzczura nie należy nam się odrobina relaksu?
Realizacja pasji, podróże, kultywowanie znajomości. Na coś te ciężko zarobione pieniądze trzeba wydawać.
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten kto nie ceni sobie czasu wolnego!


Tak na pocieszenie, podobno jesteśmy obeznani z nowinkami technicznymi i potrafimy aktywnie korzystać z mediów cyfrowych.



Tylko, że znowu coś mi się nie zgadza. Pierwszego Ajfona dorobiłam się pół roku temu. Nie wspominając o sporych trudnościach związanych z przerzuceniem się z klawiszy na dotyk, to stan telefonu po dwóch miesiącach- zgubiony, powrót do Noki 6610i. Do tego ostatnio Mama (pokolenie X) obrabiała moje zdjęcie w Photoshopie, bo sama nie potrafię… O! czyli z tą nieodciętą pępowiną  to jednak prawda. 

T.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz