środa, 27 maja 2015

MUZYKA, KTÓREJ I TAK NIE ZNACIE

Lubimy być modni. Nawet nie chodzi o to, że śledzimy specjalnie najnowsze trendy w modzie, muzyce, sztuce czy chociażby kulinariach ale lubimy ten snobizm jaki wiąże się z posiadaniem lub poznaniem czegoś, czego reszta „pospólstwa” nie pozna najprawdopodobniej nigdy.

W osiągnięciu naszego snobistycznego spełnienia bardzo często pomagają nam wszelkiej maści blogerzy pełniący rolę współczesnych przewodników  duchowych. 

Bez dwóch zdań większość naszego życia mija nam na podążaniu za co raz to nowszymi trendami.
A co jest najlepsze do wyrażenia swojej wyższości nad innymi? Tak zwaną „resztą”, którą zawsze obwiniamy a to za słuchanie disco polo, a to za Eurowizję czy ostatecznie za juwenalia „BO ZNOWU TEN KAZIK, KIEDY ZAPROSZĄ CHETA FAKERA. PRZECIEŻ KAZIK NAWET NIE MA BRODY I WYGLĄDA JAK DOJRZAŁY ZIEMNIAK. CZY ON W OGÓLE JEST CHOCIAŻ SMUTNY?” chociaż gdy sami się upijemy to zdarzy nam się niekontrolowanie potupać nóżką do „ona tańczy dla mnie”.
 ALE PRZECIEŻ MY TO ROBIMY IRONICZNIE, WIĘC SIĘ NIE LICZY, PRAWDA?
Nieprawda, ale dzisiaj nie mam zamiaru rozliczać Was z Waszych „guilty pleasures” tylko wziąć na swoje barki ciężar podsunięcia Wam kolejnego powodu do poczucia się lepszymi.

Najlepszym polem do wyrażenia swojej wyższości i wyjątkowości dla typowego reprezentanta pokolenia Y jest muzyka. Ale nie byle jaka muzyka dla typowego Janusza z taksówki, który „robi głośniej” gdy Perfect  leci w radiu i nuci pod wąsem „chcemy bić zomo” przypominając sobie czasy kiedy zgodnie ze swoimi wyobrażeniami „walczył z systemem”, a zgodnie z rzeczywistością pił piwo tak samo jak dzisiaj tylko z mniejszym brzuchem.

W dzisiejszych czasach można słuchać tylko smutnej muzyki. Wszyscy jesteśmy tak skomplikowani, pogmatwani i zagubieni między kolejnym brunchem, a randką z Tindera, że potrzebujemy czegoś co w pełni wyrazi nasz „bul” istnienia i pozwoli naszym znajomym z empatii polubić nasz post na fejsie (ale tylko polubić bo wiadomo, że komentarz jest zbyt zaangażowany, a nam przecież na niczym nie zależy) z linkiem do jakiegoś super nieznanego smutnego artysty. Daj Bóg jak jeszcze pochodzi ze Skandynawii albo chociaż z Wielkiej Brytanii. 

I ja dzisiaj przynoszę ukojenie dla Waszych strudzonych poszukiwaniem odpowiednio nieznanej muzyki dusz.
Jeśli ktoś z Was jeszcze nie poznał Spooky Blacka to radzę szybko kupić bilet powrotny z puszczy Białowiejskiej, w której bez wątpienia musieliście przesiedzieć ostatnie 2 lata. Oto kilka powodów dla, których nie powinien on schodzić z Waszej playlisty przez następne pół roku:

1. Jest tak smutny, że jak go słucham mam wrażenie że więdną okoliczne drzewa
2. Nagrywa teledyski w lesie a teraz natura i ekologia w modzie także porzućcie dotychczasową zajawkę raperami, którzy swoimi wielkimi i drogimi autami powiększają tylko dziurę ozonową i zmniejszają codziennie tę krę na której dryfują smutne niedźwiedzie polarne
3. JEST SMUTNY I Z ZAGRANICY #zachód
4. Serio jest smutny
5. Jest bardzo zdolnym producentem i wykonawcą. Jest takim Jamesem Blejkiem gdyby ten był ciekawy i zdolny
6. Teledyski w visie ( no halo) 

Także jeśli chcecie zabłysnąć w towarzystwie znajomych i móc spojrzeć na nich z pogardą  na twarzy i wzrokiem mówiącym „ A U CIEBIE CO NA PLAYLIŚCIE? BAŁKANICA? CZY ZAKOPOWER? IDŹ ROBIĆ POGO PRZY COMIE GDZIE INDZIEJ” to przestańcie czytać tego posta tylko odpalcie link pod spodem. Miłego płakania i kwestionowania Waszych dotychczasowych decyzji życiowych.



T.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz